W dzisiejszym świecie łatwo o znużenie i zniechęcenie przy sprawach, które wymagają cierpliwości i wytrwałości. Bo przecież ma być szybko, łatwo i wygodnie. Szybka gotówka, chwilówka od ręki, satysfakcja gwarantowana,……
Droga wiary nie przystaje do dzisiejszych przekazów medialnych i dzisiejszego wyobrażenia o świecie. Jest to droga trudna, wyboista, wymagająca wielu wyrzeczeń, wytrwałości i cierpliwości. Nawet te słowa takie niewygodne, nieprzyjemne…. Bo któż chce się trudzić, męczyć, poświęcać dla kogoś, rezygnować z własnego ,,ja”. To nie tylko niemodne, ale także – powiedziałby ktoś – autodestrukcyjne.
Wiele osób powie, że życie Ewangelią to nie sposób na dzisiejsze czasy. Tyle tam niemodnych frazesów, źle skonstruowanych zasad, które nie pasują do naszego wyobrażenia o świecie. I skoro tak już jest, to może odpuśćmy sobie życie wiarą, nauką Kościoła – myśli wielu. W ten sposób odpuszczają sobie całkowicie życie duchowe lub co najwyżej sprowadzają ją do wybiorczego traktowania zasad Ewangelii. Takie postrzeganie – któremu wielu ludzi ulega jest niebezpieczne dla rozwoju naszego życia duchowego. Wiem to z autopsji…
Pułapką dla mnie jest perfekcjonizm. Nie tylko ten w pracy, ale także w życiu duchowym. Albo robisz coś dobrze albo wcale. Jakby co najmniej była to gra ,,va bank” lub należałby się wykazać metodą zero-jedynkową w jakiejś łamigłówce. A przecież wiemy, że w życiu nie ma tylko czerni – bieli, ale występuje wiele odcieni szarości. I warto zaakceptować ten fakt. Także w życiu duchowym. Oczywiście nie zachęcam do bylejakości i do wspomnianego wybiórczego traktowania nauki Jezusa. Chodzi mi raczej o taką sytuacje, kiedy zniechęceni niewielkimi postępami w życiu duchowym zaczynamy sobie ,,odpuszczać”. Bo efektów niewiele, grzechy te same, cóż…. fajerwerków nie ma! I zapominamy tym, że przecież to nie o nas chodzi. Że my – ludzie jesteśmy słabi, ułomni i niewierni. Ale Bóg kocha nas bez względu na te nasze wady i grzechy. I tylko ON jest w stanie nas uzdrowić i poprowadzić dalej.
Przed ostatnią spowiedzią, zniechęcona ,,brakiem postępów” w wierze, zaczęłam modlić się o dary Ducha Św. I przez Niego poprowadzona natrafiłam na jeden z tekstów zamieszczonych na Deonie, w którym pojawiła się wzmianka o ,,zasadzie stopniowości” ujętej w encyklice papieża JP II, poświęconej życiu rodzinnemu. Otóż, zgodnie z nią, nie należy całkowicie odrzucać życia Ewangelią jeśli jeszcze w pełni nie osiągnęło się doskonałości chrześcijańskiej w postaci wypełniania całej nauki Jezusa. Warto by wkroczyć na drogę rozwoju i dać się poprowadzić Duchowi Św. Bo przecież któż z nas w całości przestrzega zasad Ewangelii? Pewnie są to święci i….. święci – jeszcze nie kanonizowani;). Większość wiernych jest ciągle w drodze…. I warto by nie zniechęcać się brakiem doskonałości, ale próbować wciąż na nowo przybliżać się do Jezusa. Myślę, że nie przez przypadek nasz Ojciec św. umieścił zasadę stopniowości w encyklice poświęconej rodzinie. Bo to w rodzinach często popełniamy grzechy. Począwszy od tych lekkich jak niecierpliwość wobec dzieci aż do ciężkiego rodzaju czynów – jak zdrady i przemoc. Może warto zacząć zmiany od małych kroczków? To co przeszkadza innym w moim zachowaniu i wewnętrznie czuję, że robię źle? Może przy następnej spowiedzi odczuje owoc swojej duchowej pracy i zachęcona efektem, pójdę o krok dalej? Nie wiem. Wiem tylko jedno – z Bogiem nie ma rzeczy niemożliwych. Pan Bóg potrafi wyciągnąć nas z największej ciemności, bezradności, pustki i beznadziei. Pewnie i ma swój sposób na tych, co utknęli w miejscu i czują się zniechęceni i znużeni. Pokazał już to rybakom, którzy po ciężkiej nocnej pracy nic nie ułowili. Kazał zarzucić sieci w środku dnia – wbrew logice i naturalnemu porządkowi rzeczy. Zdziwieni rybacy zaufali Jezusowi i przekonali się o Jego mocy.
Zaufam i ja.
p.s. WSZYSTKO MOGĘ W TYM, KTÓRY MNIE UMACNIA.